sobota, 2 listopada 2013

Kiedy mnie już nie będzie...

No to mamy listopad. Nie lubię tego miesiąca. Pogoda zazwyczaj mocno deszczowa, mało słońca, czasem nawet śnieg. Szybko robi się ciemno, jest szaro, buro i ponuro. No i to myślenie o śmierci.

Pewnie wielu z Was zastanawia się, co będzie jak go zabraknie na tym naszym ziemskim padole. Ja też o tym myślę. Co będzie z Krzysiem, jak umrę. Czy będzie się miał kto nim zająć? A może trafi do jakiegoś domu opieki i będą go wiązać i dawać prochy, żeby mieć spokój. A może przegłosują eutanazję...

Tak, boję się i to bardzo. Nie mam pewności, że Krzyś wyzdrowieje na tyle, że będzie samodzielny. Nikt mi tego nie zagwarantuje, a ja nie mogę, chociaż bardzo bym chciała, tego zakładać. Możecie myśleć, że jestem pesymistką - tak, czasem nią jestem, ale w tej akurat sytuacji jest to moim zdaniem realizm.


I choć staram się nie myśleć o tym, nie wybiegać aż tak w przód, to ta myśl nie daje mi spokoju... O tak, łatwiej się myśli o tym, że Krzyś się zakocha, ożeni, że doczekam się wnuków, że będzie tak zwyczajnie, tak... normalnie...

Oby tak było, Boże, jak bardzo bym chciała tej normalności... tu i teraz, na zawsze...


2 komentarze:

  1. Ola,mama Ingi z 26tc2 listopada 2013 10:35

    Jak ja, to wszystko dobrze rozumiem, i akurat w tym temacie nie potrafię być optymistką :/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, ja wiem, że to rozumiesz, aż nadto :( Pamiętaj, że osób w podobnej do nas sytuacji są tysiące, mam nadzieję, że nie miliony. To nie ma być pocieszenie, tylko wskazanie na beznadziejność sytuacji. Niby medycyna się rozwija, ale ludzie są coraz bardziej nastawieni na ideały, na łatwe życie, na brak tolerancji wobec inności... zaczynają być gorsi od zwierząt...

      Usuń