piątek, 7 lutego 2014

Usłyszeć "mama"...

Każda matka wyczekuje u swojego dziecka nowych postępów. Pierwszy uśmiech, pierwsze przełożenie zabawki z rączki do rączki, pierwsze podniesienie główki, pierwsze przewroty, pierwsze kroki, pierwsze słowo... pierwsze, nieśmiałe "ma", a potem "mama"...

Ja ciągle czekam. Krzyś nie gaworzy, wydaje różne dźwięki po swojemu, ale nie są to sylaby, tylko raczej pojedyncze samogłoski. Wydaje mi się, że Go rozumiem, potrafię się z Nim dogadać bez słów. Instynkt i doświadczenie robią swoje. Ostatnio, jak proszę, żeby powiedział "mama", dostaję buziaka :) chociaż też nie zawsze. Wiadomo, nawet matka ma za uszami ;) U dziecka też sobie trzeba zasłużyć, żeby nie było.

Mama. Tata. Baba. Nie macie pojęcia, jak to czekanie się dłuży. Wiem, że dzieci, w szczególności chłopcy, są bardziej leniwi jeśli chodzi o gadanie. Wiem to wszystko, ale nie macie pojęcia, jak zazdroszczę Wam tego, że Wasze dzieci łączą te dwie sylaby... te cztery litery, na dźwięk których serce drży, wszystko staje się nie ważne, bo przecież ono woła "mama", "mamo"... Kiedy dowiedziałam się, że niepełnosprawny Synek Koleżanki z dzieciństwa zrobił Jej prezent urodzinowy i powiedział pierwszy raz "mama", popłakałam się ze szczęścia. Ale też z zazdrości. Wiem, zazdrość to złe uczucie, ale dzięki niemu klei się do mnie wiara, że Krzyś też kiedyś się otworzy...

Mama. Mamusia. Słyszę te wyrazy setki razy w ciągu dnia. Niestety z własnych ust...

fot. borodzicwie.wordpress.com

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz